Jakub Adamski w konkursie literackim "Mój sąsiad owad. Jak go polubić?” otrzymał wyróżnienie. Rewelacyjna praca Kuby została wyróżniona spośród 100 prac pisemnych nadesłanych na konkurs organizowany przez ,,Heliantus” – EKO CENTRUM w Gniewie.
A oto praca Kuby:
Żuk Gnojownik
Po tytule pewnie pomyślicie, że całe moje życie to brud i smród, lecz wiedzcie, że unoszący się krowi lub koński ogon, zwiastuje dla mnie nowe wyzwanie.
Mam na imię Maciek i mam 1 rok. Jestem już, więc dorosły. Pochodzę
z królewskiego rodu żuków gnojowych. Mój tata, Gnojak 2, jest królem wielkiej krainy, mierzącej rekordowe 7 metrów kwadratowych. Ja tymczasem, wybrałem inną drogę. Mam zamiar zostać wielkim znawcą łajna – ekspertem kulinarnym jak Okrasa lub Paskal.
Mieszkam obok domu ojca i codziennie idę sobie po świeżutkie i jeszcze parujące gówienko. Szwędam się tu i tam w poszukiwaniu zwierzęcia, załatwiającego swoją potrzebę. Wytwory jego organizmu to dla mnie jak przetwory na zimę. Muszę je tylko zakulać do mojej spiżarni.
Żuki gnojowe mieszkają prawie wszędzie. Pamiętam jak tata dostał od cioci z Australii kupę kangura. Do dziś odrobina wisi w ramce nad łóżkiem. Mam kuzynów w Afryce, Azji, Europie i obu Amerykach.
Ale wróćmy do mojego zawodu. Kolekcjonuję i próbuję wszelkiego rodzaju kupy. Mam okazy takie jak odchody jelenia, zająca lub dzika. Kolekcja ma wartość sentymentalną, ale i praktyczną.
W czasie zimy, gdy pastwiska sieją pustką, zmniejsza się również moja kolekcja.
W swoim krótkim życiu przeżyłem kilka przygód, które teraz przedstawię.
Będąc specem, dorobiłem się majątku i kilku pojazdów - łajnowozów takich jak Ferrari Kupenzo i JEEP'a Grand Kuperroke. Uwierzcie – prawdziwa rzemieślnicza robota, stały napęd 4x4
i silniki o mocy czterech mrówek. Kiedyś wsiadłem do JEEP'a i pojechałem tam, gdzie mnie "mrówki" powiozą. Gdy dojechałem do Żuknowic, stała się rzecz niespodziewana. Wielki ptak narobił
na pobocze!!! Wysiadłem z auta i łopatą zacząłem ładować kupę do bagażnika. Nie muszę kupować odświeżaczy powietrza, pomyślałem i z tą myślą załadowałem ostatni kawałek. Nagle z nieba spadł właściciel nieczystości. Ogromny wróbel już miał mnie złapać dziobem, ale nie wiedział,
że ćwiczyłem karate i 6 muskularnych nóg obiło łeb potwora. Wiedząc, że mi nie dorówna, przeciwnik odleciał. Tak uszczęśliwiony pojechałem do domu.
Innym razem nasze królestwo nawiedziło trzęsienie ziemi. Z najsłabszych budynków pozostały sterty gruzu. Mój dom jest jednak bardzo dobrze zbudowany i uchronił nas przed zagładą. Miasto trzeba było odbudować, a mnie przypadło zbieranie gałązek i świeżego budulca. Znosiłem
je do mojego auta, gdy nagle jakiś olbrzym wsadził mnie na czerwoną łopatkę, uniósł wysoko i tak szliśmy może 100 metrów. Następnie wrzucił do słoika z innymi żukami, a pech chciał,
że wylądowałem na mojej ciotce, denerwując ją bezczelnie. Ale ja się tak łatwo nie poddałem.
Z całych sił kopałem szklaną powierzchnię, aż zwichnąłem sobie jedną z kostek. W momencie, gdy olbrzym odstawił na chwilę słoik w trawę, zaatakował nas ogromny jaszczur. Wywrócił naczynie
i rozpoczął "rzeź". W ostatniej chwili odskoczyłem i wbiłem mój szwajcarski scyzoryk w szyję potwora. Ten zdechł od razu. Przeskoczyłem przez jego grzbiet i wraz z moimi kolegami poszedłem do domu.
Kilka miesięcy temu zostałem przez ojca wysłany do dalekiego księstwa w celu sprzedaży łajnowych ciasteczek, z których słynął mój ród. Sprzedawały się jak świeże bułeczki. Do mojego stoiska nadciągały tłumy. Nie podobało się to moim konkurentom. Zgłosili to do tutejszego księcia,
a on pod pretekstem nie płacenia podatków, wtrącił mnie do więzienia. Siedziałem tam i siedziałem tak około 5 min, lecz wiedzcie, że całe życie przemknęło mi przed oczami i nie było nudne!
W więzieniu były straszne warunki: zimno, duszno, łajno stare i suche. HAŃBA!!! Nikt nie może tak żyć! Jednym kopnięciem wyważyłem kraty, chwyciłem ochroniarza, ogłuszyłem go i zabrałem mu paralizator. Z tym urządzeniem w ręku nie musiałem się bać dalszych strażników. Wyszedłem
z więzienia i w krótkim czasie wróciłem do domu.
Jeżeli myślicie, że wszystko w moim życiu jest takie ekscytujące, to się mylicie. Większość czasu spędzam na zbieraniu, smakowaniu i sprzedawaniu kupy. W ogóle moje życie nie jest słodkie. Nie jem kozich bobków siedząc na kanapie i oglądając telewizję. Na przykład, gdy nie miałem jeszcze pracy, musiałem spać pod gołym niebem, a jedynym środkiem transportu był rower, upleciony z suchych traw. Wziąłem jednak sprawy w swoje ręce, a raczej sześć mocnych nóg. Ciężko pracowałem, a interes kwitł.
Dzisiaj, jako doświadczony Żuk, dam Wam kilka rad. Nie ważne, co robicie, róbcie to
z poświęceniem, starannością i pasją. Efekty będą widoczne. Niech Was też nie zniechęcają porażki. Po deszczu zawsze wychodzi słońce.
Maciek